Aktualny numer

Książka o Różanie

 ZNACZKI TURYSTYCZNE

Nr 911 i 912

WMA 79-89

quest

Wydarzenia pod Różanem 1939

Wydarzenia pod Różanem 1939 roku
                               
                Tymczasem Niemcy zmienili zamiar. Korzystając z wielkiej ruchliwości swych wojsk po zajęciu Przasnysza i Ciechanowa, nie poszli na południe, a skręcili na wschód, aby swym działaniem oskrzydlającym sięgnąć głębiej w obszar Polski. I właśnie w czasie gdzie oddziały 1 polskiej dywizji zaczęły odchodzić ku południowi, a 41 dywizja rozpoczęła się spod Różana, na przyczółek po zachodniej stronie Narwi uderzyli Niemcy. Dywizja Kempfa miała przez zaskoczenie zająć przeprawę.
                Przyczółka różańskiego, starych rosyjskich fortach, broniły tylko dwa bataliony 115 pułku piechoty, wystawionego przez ośrodek szkoleniowy w Różanie, bez wsparcia artylerii, chodź już baterie były na stanowiskach ogniowych, tylko brakowało dowódcy dywizjonu, który miał późniejszy termin stawiennictwa niż czołgi niemieckie. Ogień niemieckiej artylerii kładł się na całym obszarze, po jednej i po drugiej stronie rzeki, na drogach, mostach i okopach. Miasteczko Różan gorzało jednym wielkim płomieniem. Własna artyleria milczała.
                Dopiero przypadek zdarzył, że pułkownikowi Rzedzickiemu udało się uprosić kapitana St. Truszkowskiego z 1 pal Leg. do objęcia dowództwa nad artylerią. Była to ciężka próba dla oficera, który zjawił się w Różanie dla nawiązania łączności, a swoją baterie pozostawił w marszu. Jednak prośba stroskanego dowódcy wobec oczywistej i gwałtownej potrzeby przemogła.
- Proszę, więc o jakiś sprzęt, rzekł kapitan Truszkowski.
- Dam panu motocykl- przemówił z przypływem nadziei pułkownik.
- Mój oficer łączności da telefonistów. U adiutanta są mapy. Niech Pan zacznie ogień jak najszybciej. Na nasze forty naciera niemiecka dywizja pancerna, a my milczymy.
Zielone rogale fortów leżały po zachodniej stronie Narwi. W czasie, gdy kapitan Truszkowski stanął na miejscu, Niemcy rzucili nawałę ognia kilku dywizjonów o kalibrze 100 do 150 mm. Fort dygotał od wstrząsu. Całe przedpiersie kurzyło się i tryskało fontannami piasku.
Lecz nie było tu źle. Miejsca postoju dowództw, centrale telefoniczne, punkty opatrunkowe mieściły się w kazamatach, tylko stanowiska ogniowe i punkty obserwacyjne, były na zewnątrz bez osłony. Rowy dobiegowe osłaniały, przez odłamkami pocisków grube deski. W czasie nawał ogniowych drużyny strzeleckie, cekaemy i rusznice przeciwpancerne zjeżdżały do kazamat. Gdy tylko umilkł ogień, młodzi podchorążowie podrywali swoich rezerwistów i zanim jeszcze kurz opadł, ustawili erkaemy i cekaemy na stanowiska. Gorzej było z obserwatorami artylerii, ich kabel leżał w strzępach i od rana nie mieli łączności z bateriami. Kapitał Truszkowski szybko doszedł do wniosku, że nic tu po nim punktów artyleryjskich należało szukać na skraju rzeki. W kierunku na most ustawiony był 3-działowy pluton pozycyjny, którym dowodził podchorąży W.Żukrowski. Obsługa dział rwała się do strzelania. Cóż, kiedy pluton nie miał także połączenia z dowódcą na punkcie obserwacyjnym. Kapitan Turszkowski podciągnął łączność do budujących się w pobliżu rzeki domów piętrowych. Tu zajmiemy punkt - rzekł do podchorążego.- Niech pan wchodzi. Grzmiała kanonada. Wśród nawał ogniowych wstrząsających budynkami dwaj artylerzyści wypatrywali z piętra cele, krzycząc na przemian obserwacje i komendy. Budynek wyglądał jak słup biało-czerwonej kurzawy. Kurzawa ta pod siłą wybuchu wpełzała do wnętrza przesłaniała przedpole, odbierała dech w piersi. I tutaj łączność rwała się, co chwila, i stąd nie można było kierować ogniem. Artylerzyści musieli wracać na stanowisko i prowadzić ogień na podstawie mapy. W ten sposób we wczesnych godzinach popołudniowych artyleria obrony Różana z dużym opóźnieniem i tylko częścią siły weszła do boju. Po południu Niemcy nacierają a forty i dochodzą do cmentarza, jednak przeciw natarcie piechoty przywraca położenie. Około południa Niemcy napierają na miejscowość Sieluń, odległa o 5km na północ od Różanu, zagrażając komunikacji przedmościa z zapleczem. Most przez Narew jest przygotowany do wysadzenia. Tymczasem na obronę Różana spada, poza ulewą bomb i granatów nieprzyjaciela seria groźniejszych w swych skutkach sprzecznych rozkazów własnych dowództw. W opisie popularnym nie można prześledzić wszystkich ich skrzyżowań, poprzestańmy, więc na tych, które najjaskrawiej zaważyły na działaniach wojsk. 41 dywizja gen. Piekarskiego otrzymała 5 września kolejne dwa rozkazy od gen. Kowalskiego: „Zorganizować obronę Narwii w odcinku Kruszewo do zakrętu Narwi (Lubiel)“. Kiedy oddziały zostały skierowane do obsadzenia odcinka, nadeszła poprawka: „ Bronić Narwi, ale gros mieć w lesie na północ od Długosiodła“. A to już znaczyło, że przede wszystkim chodzi o manewr, czyli, że obsada rzeki pozostawała na dalszym planie. Dowódca SGO „Narew“ otrzymał tego dnia z Naczelnego Dowództwa rozkaz (z godz.21) podporządkowujący mu odcinek Różan. Generał Młot-Fijałkowski zrozumiał, że razem z odcinkiem pod jego rozkazy przechodzi 41 dywizja, dlatego też- nic nie wiedząc o zamierzonej akcji zaczepnej pod Pułtuskiem - ze swej strony nakazał generałowi Piekarskiemu obronę Narwi. Nie mając jasnego obrazu sytuacji zatrzymał też przesunięcie 33 dywizji. Wbrew jednak temu generał Piekarski, przynaglany rozkazami do przegrupowania swej dywizji na południe, wydał właśnie wieczorem 5 września rozkaz ewakuowania przyczółka różańskiego. Skoro, bowiem nie wyjdzie z niego natarcie, po co w jego fortach mają ginąć dwa bataliony 115 pp? I oto załoga, przygotowana na bój do ostatniego naboju, opuszczała bez walki kazamaty i przenosi się na lewy, niski w tym miejscu brzeg Narwi, skąd dwa razy dalej było do Pułtuska niż z brzegu prawego - wprost szosą. Rzecz prosta zarządzenie te na skutek zakłóceń łączności niedoszły do wiadomości Naczelnego Dowództwa. W ciągu 6 września wschodnim brzegiem Narwi przesuwały się ku południowi kolejno oddziały 1 dywizji Legionów oraz 41 i 33 dywizji rezerwowej, niepokojone od zachodu ogniem artylerii, a niejednokrotnie i broni maszynowej, gdyż nieprzyjaciel dochodził już znacznymi siłami do linii Narwi między Ostrołęką a Pułtuskiem. Ale w Polskich dowództwach panowała nadal oficjalna wersja zaangażowania się nieprzyjaciela na południe, w kierunku Modlina. Dlatego też oddziały, dążąc do swego podstawowego zadania wchodzi w krótkotrwały kontakt z nieprzyjacielem niejako „prywatnie“, na własny rachunek. Szczególnie duże straty poniosła 33 dywizja, skoncentrowana zbyt blisko Narwi pod miejscowościami Borawe, Kamianka, Lipianka. Dywizja ta, podjąwszy 6 września nakazany marsz w rejon lasów na północ od Wyszkowa, musiała od Narwi pozostawić silne oddziały styczności z bronią maszynową, a od strony Rożanu ubezpieczyć się strażami bocznymi. Przed południem 6 września rozgrzała walka o las różański na wschodnim brzegu Narwi. Niemcy pragnąc złamać opór polskiej obrony podpalili las o powierzchni 10 km2.
   Aby tego dokonać zrzucili oni w ciągu godziny 4000 bomb zapalających. Jednak 115 pułk utrzymał się na swych stanowiskach. Natomiast na odcinku 114 pułku wyszło w godzinach popołudniowych niemieckie natarcie, na Chełsty i spędziło z rzeki dwie kompanie tego pułku. Osamotniona na stanowisku trzecia bateria 61 pal broniła się ogniem na, wprost lecz uległa w nierównej walce. Gdy generał Piekarski powrócił z Pniewa pod Pułtuskiem, przywożąc dla swej dywizji rozkazy do natarcia, sytuacja jego oddziałów była zupełnie inna niż przed odjazdem. Zdecydował, więc, że przed odejściem na południe należy wpierw rzucić nieprzyjaciela za rzekę. W tym celu dowódca piechoty dywizyjnej, pułkownik dypl. Raganowicz, użył 114 pułku piechoty. Jednak na skutek pośpiechu zorganizowanych koncentrycznie natarcie od północy, południa i wschodu załamało się w ogniu niemieckiej artylerii. Druga kompani tego pułku w walce na bagnety odrzuciła Niemców i dotarła do Chełst, ale nie otrzymawszy wsparcia musiała się wycofać. Tymczasem na południe od Rożanu, przez dozorowaną przez pluton 166 pp rzekę pod Brzuze,  przeprawiła się 1 brygada kawalerii wschodnio-pruskiej, która pod wieczór posunęła się w kierunku na Ponikiew oraz w rejon 116 pp pod Pasiekami zagrażając 41 dywizji od południa. W tej sytuacji obecny na miejscu pułkownik Raganowicz nie mogąc odnaleźć dywizji, wydał samodzielnie rozkaz do odwrotu na wschód.
Tymczasem kawaleria nieprzyjaciela rozprzestrzeniała się na wschodnim brzegu Narwi. Około godziny 22 niemiecki pułk kawalerii osiągnął Kunin, tu został spieszony i na pół godziny przede północą zbliżał się na 800 m do szosy różańskiej, po której w światle pożarów wycofywały się tabory i artyleria 41 dywizji. Około północy z 6 na 7 września do skrzyżowania szos w Ponikwi Małej podeszły w kierunku północnego od Goworowa oddziały należące do 33 dywizji: 134 pp z dywizjonem 32 pal, i zderzyły się ze strumieniem taborów i artylerii wycofującym się z kierunku Różanu. Wówczas na powstałe kotłowisko. Niemcy otworzyli zmasowany ogień broni maszynowej.
Zaskoczenie to dało druzgocące wyniki. Piechota przypadła do ziemi, natomiast tabory i artyleria pognały galopem, szosą różanską ku wschodowi podwójnej i potrójnej kolumnie pomieszczanych wojsk i służb. Baterie 33 i 41 dywizji ochłonęły najwcześniej, ale pod ogniem niemieckiej zasadzki utraciły wiele ludzi, koni, a nawet działa. Większość taborów pędziła jednak dalej, kierując się w panice na Bug pod Brokiem. Ale tu wśród nieznanych okoliczności został wysadzony most.
Dalsze oddziały 33 dywizji, widząc bój swych czołowych elementów zaczęły także się rozwijać
i wchodzić do walki częściowo z Niemcami, a częściowo ze 114 pułkiem 41 dywizji, który nie spodziewał się nadejścia z północy, spod Goworowa, własnych oddziałów. Ta krwawa kotłowanina trwała od świtu. Wycofujące się z przyczółka Różańskiego oddziały 115 pułku trafiły na przeprawie przez rzekę Orz pod Kuninem na niemiecką piechotę dążącą ku swej kawalerii. Został tu ranny ppłk Rzedzicki. Obaj dowódcy dywizji: pułkownik Ziwleniewski i generał Piekarski utracili panowanie nad dużą częścią swych wojsk, które większych lub mniejszych grupach odpływały na Brok lub Wyszków. Tak, więc na froncie północnym wciągu trzech dni „skłębiły się“ polskie cztery dywizje i nie były na razie zdolne do działań. Generał Młot Fijałkowski zdawał sobie sprawę z groteskowości sytuacji, gdy mimo narastającego zagrożenia Rożanu siły polskie odchodziły na południe. Wiedział on o posuwającej się na Rożan kolumnie pancerno-motorowej, która w godzinach popołudniowych 5 września bombardowała jego eskadra, ale był obezwładniony, przez rozkaz odsuwający spod Rożanu 41 dywizję i odbierający mu jego własną 33 dywizję. Licząc na odrobienie groźnego zła zatrzymał dywizję. Jednak na skutek przerwy w łączności dopiero około godziny 18 dnia 6 września udało mu się nawiązać porozumienie z Naczelnym Dowództwem. Marszałek Śmigły-Rydz z najwyższym zdumieniem dowiadywał się o opuszczeniu Rożanu (chodź już przedtem słyszał tę wiadomość z radia niemieckiego). Wydał, więc kategoryczny rozkaz wyrzucenia Niemców za Narew i utrzymania linii rzeki. Odwoływał się przy tym w patetycznych słowach do przeszłości legionowej generała. -Trzeba zrobić wszystko, co jest możliwe, aby odzyskać Narew- podkreślał z naciskiem Naczelny Wódz. - Na utrzymaniu jej bardzo zależy.
Wobec ważności otrzymanego zadania generał Młot- Fijałokwski przekazał dowództwo grupy generałowi Kmicic- Skrzyńskiemu, który już stanął ze swą brygadą w Nadborach pod Zmbrowem, sam zaś z oficerem swego sztabu, kapitanem dyp. F. Hermanem wyruszył na poszukiwania podporządkowanych mu świeżo 41 i 33 dywizji. Ale w tym czasie wyszedł już ogólny rozkaz Naczelnego Dowództwa o odwrocie wszystkich sił   na nową linię obronną wzdłuż Bugu, Wisły i Sanu. W myśl tego rozkazu wyruszył z kolei generał Kowalski na poszukiwanie tych samych dywizji jako części swej grupy, aby je zatrzymać w obronie na Bugu.