Wydarzenia 1920 r. - inna wersja

Drukuj

WYDARZENIA 1920 ROKU - INNA WERSJA

Zanim podzielę się moimi uwagami na temat artykułu J. Żytowieckiego jaki ukazał się na łamach „Świerszcza Różańskiego” w 1995 roku, a który dotyczył wydarzeń w Różanie w 1920 roku, pragnę oświadczyć co następuje: Po pierwsze, wyrażam żal z powodu zamordowania przez bolszewików 13 niewinnych Polaków. Wspomniany artykuł trafił do mnie dopiero w 2000 roku. Po drugie, jestem zbulwersowany tym, że autor obarcza za te zbrodnie wszystkich żydowskich mieszkańców Różana, co równa się zaszczepieniu nienawiści do Żydów również przyszłym pokoleniom. Artykuł nie przypadkowo napisany jest tak, że sprawia wrażenie wiarygodnego dokumentu potwierdzonego przez historyków. Po trzecie, miałem wtedy 5 lat i oczywiście nie znam wszystkich szczegółów tamtej tragedii. Pamiętam jednak ciężki ostrzał artyleryjski bolszewików na Różan. Byłem wtedy w schronie w naszym budynku i przy każdej eksplozji drżałem na całym ciele. W pewnym momencie przynieśli mojego rannego brata spływającego krwią. Z narażeniem życia zabrano go następnie do aptekarza, który mieszkał w pobliżu. Ten opatrzył go i kazał przewieźć go natychmiast do wojskowego szpitala w Ostrowiu Mazowieckim znajdującym się w odległości 36 kilometrów. Mój ojciec zawsze dobrze współżył ze swoimi polskimi sąsiadami i dlatego gdy poprosił jednego z nich o pomoc otrzymał do dyspozycji konia z wozem, dzięki któremu przewieziono brata. W szpitalu amputowano mu prawą rękę.
Mimo strachu wynikającego z okupacji bolszewickiej, życie powoli wracało do normy. W moich oczach - oczach dziecka bolszewicy wyglądali na dzikusów. Nie orientowałem się co dzieje się w mieście, ponieważ cały czas byłem razem z matką. Ona zaś przez cały czas lamentowała z powodu losu, jaki spotkał brata Iccnaka. W miarę upływu czasu zacząłem przysłuchiwać się opowiadaniom innych dzieci o przeżyciach wojennych - w tym czasie zacząłem już naukę w chederze. Nigdy jednak nie słyszałem o zamordowaniu 13 Polaków. Dopiero, gdy podjąłem naukę w szkole żydowskiej „Domu Segala”, poznałem kolegę o nazwisku Sapirsztejn - był też moim sąsiadem. Okazało się, że za bolszewików jego ojciec był komisarzem, i że później zginął. Przypomniałem sobie, że na jednej ze ścian jego mieszkania widziałem kiedyś powieszona szable. Okoliczne dzieci nadały chłopcu przydomek „komisareł”. Ten kolega wyjechał później do matki do Argentyny, a o całej tej historii zapomniałem aż do przyjazdu do Izraela.
Przejdę, teraz do meritum sprawy. Po przyjeździe do Izraela wstąpiłem do Związku Wychodźców z Różana. Po jakimś czasie poproszono mnie o wydanie księgi pamiątkowej na temat tamtejszej gminy żydowskiej. W ramach prac przygotowawczych ja i moi koledzy zaczęliśmy zbierać materiały, w tym opowiadania i relacje o osobistych przejściach w okresie Zagłady. Część wspomnień sięgała tragicznych wydarzeń 1920 roku, o których ja wiedziałem bardzo mało. W 1983 roku przyjechałem do Różana na zaproszenie byłego sekretarza miasta, który funkcję tę sprawował jeszcze przed drugą wojną światową. W Polsce panował jeszcze ustrój komunistyczny. Pan Daszewski- tak brzmiało jego nazwisko - przyjął mnie ciepło i życzliwie. Mimo podeszłego wieku był w dobrej formie i odznaczał się, świetną pamięcią. Do tego stopnia, że pamiętał każdego mieszkańca miasteczka. To właśnie od niego dostałem nazwiska tych, którzy współpracowali z Niemcami, niektórzy później zostali zlikwidowani przez patriotyczne podziemie. Również na ulicy spotkałem się z życzliwym przyjęciem wielu pamiętało jeszcze moją rodzinę.
Taki sam stosunek wykazała wobec mnie mieszkająca w Warszawie rodzina pana Daszewskiego. Nie ukrywam, że jadąc do Polski miałem obawę, mimo iż byłem gościem Związku Korczakowców. Ku mojej radości okazało się, że były one nieuzasadnione. Co więcej, odczuwałem wzruszenie widząc w jaki sposób przyjęła mnie Nowa Polska.
Po raz drugi pojechałem tam w 1 996 roku w związku z odsłonięciem tablicy pamiątkową w Krasnosielcu. Ta uroczystość przemieniła się w prawdziwą demonstracje przyjaźni polsko-żydowskiej zarówno ze strony przedstawicieli władz centralnych jak i lokalnych. Właśnie wtedy dostrzegłem wokoło znaki świadczące o tym, że w pobliskich miejscowościach działa się na rzecz upamiętnienia miejsc związanych z żydowską przeszłością. Niestety, w Różanie było inaczej. I dlatego po powrocie do Izraela postanowiłem doprowadzić do tego, aby również tamtejsi Żyda zostali upamiętnieni.
Za poradą pewnego dziennikarza o nazwisku Bondarczuk nawiązałem kontakt z burmistrzem miasta. Z listów, jakie zacząłem stamtąd otrzymywać odczuwałem wrogość. Skąd ta nienawiść? Kiedyś zapytałem burmistrza wprost przez telefon; dlaczego w innych miejscowościach panuje życzliwy stosunek do Żydów a u was jest inaczej?. Otrzymałem lakoniczną odpowiedź: „tak, u nas to inaczej”. Nigdy nie odpowiadał na moje listy. Od mieszkańca Różana, pana Kruszewskiego, dostałem kilka numerów lokalnej gazety „Świerszcz Różański” i ku zupełnemu osłupieniu w numerze z lipca 1995 roku znalazłem wspomniany artykuł Żytowieckiego przesiąknięty nienawiścią do Żydów.
Pod wpływem tego, co przeczytałem zacząłem interesować się wszystkimi wydarzeniami, o których pisał autor. Porównywałem rzekome fakty z relacjami, które znajdowały się w naszym posiadaniu, a których autorami byli ci, którzy przeżyli tragedię 1920 roku. I rzeczywiście doszło wtedy do zamordowania 13 Polaków, ale fakty były zupełnie inne.
A) dwaj donosiciele, o których pisał Żytowiecki w ogóle nie byli Żydami. Jedno z nazwisk „Meir” zostało dorobione dla oczywistych potrzeb. Oświadczam z całą pewnością, że w Różanie nie było żadnej rodziny żydowskiej o takim nazwisku.
B) drugie nazwisko „Segl” nie zostało wymyślone, ale nosił je religijny syjonista, wyjątkowo uczciwy. Był to bardzo zamożny Żyd. Jego duża posiadłość budziła zazdrość ze strony kierownictwa miasteczka. Warto odnotować, ze za czasów carskich właśnie z tej posiadłości rządził namiestnik Rosji. Później, podczas pierwszej wojny światowej w domu Segala usadowili się Niemcy.
Gdy Różan został zdobyty przez bolszewików w 1920 roku siedzibę bogatego Żyda upodobał sobie z kolei komendant sowiecki. W naszej księdze zachowała się relacja, z której wynika, że Segal był czwartym syjonistą, który w 1920 przyjechał z Różana do Palestyny. Wcześniej jeszcze został on aresztowany. Oficer rosyjski uwolnił go dosyć szybko, być może, dlatego, że mieszkał w jego domu. Przy okazji Segal poprosił komendanta, aby zwolnił również aptekarza Stropczywskiego i miejscowego księdza. Rosjanin przychylił się do tej prośby. Nawet Żytowiecki przyznaje, ze słyszał o wersji, według której aptekarz został uwolniony dzięki żonie Segala. Segal obawiał się - i chyba słusznie, że on i jego rodzina staną się w tej sprawie przysłowiowym kozłem ofiarnym. Postanowił, więc uciec z Polski, ale czekał jeszcze na swoich synów, którzy również przebywali w areszcie. Po ich uwolnieniu cała rodzina wyjechała do Palestyny, aby tam zrealizować wizję syjonizmu. Rodzina Segala mogła wyjechać do każdego innego kraju w tym do USA, ale wyjechała do Palestyny. Do końca życia Segal pracował w Izraelu w rolnictwie. Jeden syn został przedsiębiorcą, budowlanym i udzielał się w naszym związku. To właśnie on ofiarował nam pieniądze na księgę pamiątkową o Różanie. Jego wnukowie żyją w Izraelu do dzisiejszego dnia. Wspomniany już Sapirsztejn wybrał kolaborację z bolszewikami i w nagrodę został mianowany komendantem milicji. Nosił się z rosyjska - w koszuli zwanej tołstojówką, i u boku nosił przypiętą szablę. Podobnie jak jego ojciec byt malarzem. Sam był oportunistą a nie komunistą. Było 4 Żydów, którzy po odwrocie bolszewików uciekli razem z nimi. Ich nazwiska widnieją w naszej księdze w artykule Natana Rzepki. Ale w tej czwórce nie było Sapirsztejna. Z tego, co wiemy, Sapirsztejn uciekł do Goworowa, tam został rozpoznany i zlinczowany na śmierć. Jego zmasakrowane zwłoki wrzucono do piwnicy rodziny Goldy Lach. Do tego samego miejsca sprowadzono innych aresztowanych Żydów, którzy byli wtedy przekonani, że idą m śmierć.
Krążyły pogłoski, że szykuje się pogrom na Żydów z Różana. Nie doszło do tego jedynie dzięki interwencji posła Noacha Prylockiego, który byt reprezentantem społeczności żydowskiej w Sejmie. Trzeba przyznać, że do uspokojenia nastrojów przyczynił się również ksiądz, o którym wcześniej pisałem, że został uwolniony dzięki wstawiennictwu Żydów.
Wśród Żydów kursowała wtedy wersja, według której prawdziwym donosicielem był polski mieszkaniec Różana - osobnik zdeprawowany i skorumpowany. Ani rzekomy i nieistniejący „Meir”, ani Segal - bogaty religijny Żyd o poglądach syjonistycznych. Aby nadać swojemu artykułowi pozory autentycznego dokumentu, Żytowiecki przeprowadził wywiady z kilkoma osobami znanymi ze swoich antysemickich poglądów. Nawet ja, który mieszkałem w Różanie do czerwca 1939 roku przypominam ich sobie jako znanych antysemitów.
Taka jest moja odpowiedz na artykuł Żytowieckiego który po 70 latach ponownie inspiruje nienawiść do Żydów. Postanowiłem, aczkolwiek z dużym opóźnieniem, dać wyraz swoim poglądom i ustosunkować się do tego szatańskiego tekstu. Reasumując, jestem przekonany, że powinniśmy koncentrować się w przyszłości na tym, co zbliża nasze narody. Chcemy wierzyć, że podobnie jak w innych miastach i miasteczkach Nowej Polski, również ojcowie miasta Różan postawią na zbliżenie i przyjaźń, a nie na kultywowanie wrogości i nienawiści między Polakami a Żydami.
 
2001
Efraim Ben Dor