Mały Książe
Skąd się bierze potrzeba władzy?
Ksiądz. J. Tischner pychę i władzę określił jako dążenie do kontrolowania drugiego człowieka i zapanowania nad nim. Lęk i niepewność, a co za tym idzie - konieczność maskowania i ukrywania tego stanu leżą u podłoża takiej postawy. Osoba taka robi to w specyficzny sposób - podkreśla i eksponuje swój wysoki status. Manifestuje swoją wyższość przenikliwie patrząc lub ignoruje, ma pełną pogardy minę i podnosi głos. Ważną rzeczą jest ustanowienie właściwej relacji z petentem. I tu bardzo pomocne są rzeczy materialne - bogaty gabinet najlepiej z biblioteką zapełnioną nieprzeczytanymi książkami, przyda się porządne i okazałe biurko, czasem dziwny ubiór, równie okazały i dostojny fotel dla osoby gospodarza z jednej strony, a z drugiej - skromne krzesełko dla gościa. Ostentacja materialna jest bardzo skutecznym narzędziem. Z drugiej strony pomocna jest psychotechnika - a więc pełne wyższości
spojrzenia, bogata paleta gestów i min. oznaczających mniej lub bardziej skrywane lekceważenie. Wszystko to jest rodzajem mało poważnego spektaklu i błazenadą za fasadą której rozpościera się bowiem duchowa pustynia, moralna mizeria i pustka, jest jednocześnie świadectwem przynależności do świata, w którym rządzą chciwość, próżność, pogarda i strach.
Ludzie władzy czerwonej czy tej monochromatycznej - pochodzący często z zewnątrz, z innego środowiska - przenikają do lokalnej społeczności, żeby jednych przygarnąć, a innych odepchnąć, jednym słowem - żeby podzielić ludzi wg własnych kryteriów i nimi manipulować. Demon władzy nie jest skłonny do kompromisów, ustępstw, nie znosi konkurencji. Jeśli oponent nie okazał się dostatecznie skruszony i uległy, trzeba go zacząć nękać i niszczyć. W arsenale środków nikczemnych znajduje się oszczerstwo. Osoba taka świadomie podnosi i rozgłasza nieprawdziwe zarzuty o postępowaniu lub właściwości innej osoby lub instytucji w celu poniżenia ich w opinii publicznej lub narażenia na utratę zaufania. (...) Najczęściej nie robi tego sama, lecz przy pomocy najbardziej szkodliwej grupy ludzi - nadgorliwców. Zapewne życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby nie ta sfora konformistów, oportunistów, karierowiczów, klakierów, potakiwaczy i innych nędzników, którzy tak błyskawicznie przyklejają się do każdej władzy - wczoraj, dziś i zawsze. Donoszą na ludzi, którzy urodzili się i żyją w tym samym - co oni - miejscu, bywa, że codziennie mijają ich na ulicy życzeniem - dzień dobry, ich dzieci chodzą do tej samej szkoły, a nawet klasy, ich przodkowie spoczywają na tym samym cmentarzu...
Podjudzają, szydzą robiąc wszystko by być - z władzą. A władza jak ten kot, kto pogłaszcze ten pan.
Pamiętam lata, gdy wykonanie zdjęcia podczas obrad rady miejskiej było wielkim problemem, ba - zadanie pytania to był nie lada wyczyn. Wszystko odbierane tam było jako atak na władzę, a i dziś nie wszyscy, których władza uwiodła dają sobie z tym radę, choć zmiany nastąpiły. Jednak nie dotyczą one wszystkich obszarów naszego życia.
Nierozerwalnie z potrzebą władz kroczy zło, które każe dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Ci, którzy kierują się innymi wartościami, mają inne potrzeby i kierują się innymi zasadami są automatyczne piętnowani i skazani na wykluczenie. Również ktoś, kto jest inny - nie lepszy czy gorszy, ale inny - jest niebezpieczny! Bo osoba pragnąca władzy zawsze chce, żeby inni stali niżej od niej. A jeśli ktoś wysforuje się ponad przeciętność, zrobi wszystko, żeby go ściągnąć przynajmniej do swojego poziomu albo zniszczyć. Bardzo trafnie o tym zjawisku z pewnego rodzaju przesłaniem na przyszłość pisał Feliks Koneczny - Bezsilne jest zło w życiu zbiorowym, dopóki nie urządzi z siebie imitacji dobra, ażeby móc wyłudzić współpracę obywateli pragnących dobra. Dlatego w życiu zbiorowym głupota (a choćby tylko naiwność) jest gorsza od samego zła, nie byłoby bowiem zła w życiu publicznym, gdyby nie znajdowało oparcia pomiędzy dobrymi, gdyby nie było przyjmowane w najlepszej myśli. (...) Nigdy źli niczego nie utworzą bez pomocy dobrych, więc odkąd dobrzy wycofają się z przedsionków zła, zło musi upaść. Zagadnienie władzy w charakterystyczny dla siebie - pogodny i wyrozumiały, daleki od wszelkiego demonizowania i nie pozbawiony literackiego smaku i uroku sposób - podejmuje również Antoine de Saint-Exupery w znanej książeczce Mały Książę. Na koniec kilka wyjętych z niej zdań, nad którymi warto się nieco głębiej pochylić: Planetę 325 zamieszkiwał Król. Ubrany w purpurę i gronostaje, siedział na tronie bardzo skromny, lecz majestatyczny. - Oto poddany! - krzyknął Król, gdy zobaczył Małego Księcia. Mały Książę spytał: - Widzisz mnie przecież po raz pierwszy, w jaki więc sposób mogłeś mnie rozpoznać? Nie wiedział, że dla królów świat jest bardzo prosty. Wszyscy ludzie są poddanymi.
K.Kruszewski
Tekst ukazał się w numerze 4-5/2017 Świerszcza Różańskiego