ALEKSANDER CHEŁSTOWSKI
Tekst i zdjęcia pochodzą z książki „Garść wspomnień z życia żołnierza - włóczęgi" wydanej nakładem Instytutu Pamięci Narodowej we Wrocławiu, Wrocław 2010.
Pamiętniki, wspomnienia i dzienniki polskich lotników, którzy podczas II wojny światowej latali samolotami bombowymi na Zachodzie, nie należą do rzadkości. Niektóre z nich doczekały się wydań kilkakrotnych (rekordzistą jest Mieczysław Pawlikowski - znany powszechnie odtwórca roli Onufrego Zagłoby w filmie Pan Wołodyjowski - którego wspomnienia miały pięć wydań i ukazały się w łącznym nakładzie przeszło stu tysięcy egzemplarzy). Pomimo tego wydaje się celowe publikowanie podobnych dokumentów, szczególnie gdy jest to diariusz pisany na gorąco. Każdy historyk dobrze wie, jaka jest różnica między pamiętnikami i wspomnieniami a dziennikami. Pamiętniki sąjuż skażone piętnem czasu, który upłynął od opisywanych wydarzeń, zaś dzienniki oddają wydarzenia i przeżycia autora w sposób jak najbardziej autentyczny, są przez to cennym źródłem historycznym.
Dodatkowym walorem memuarystyki wojennej lotników bombowych jest fakt, iż każdy z nich był sui generis bohaterem, gdyż w przeciwieństwie do myśliwców, konstrukcja samolotu bombowego właściwie nie dawała szans ocalenia w starciu z nieprzyjacielskimi myśliwcami. Już bohaterstwem było ryzykowanie własnego życia w locie, z którego powrót był bardzo wątpliwy, co było zresztą wkalkulowane przez sztaby brytyjskie. Jeżeli lotnik z załogi bombowca przeżył 5 lotów bojowych, uznawano jego wyszkolenie za opłacalne, zaś po około 25 lotach zwalniano go do cywila lub kierowano jako instruktora do którejś z licznych szkół lotniczych. Mimo to wielu Polaków zgłaszało się ochotniczo na kolejne tury lotów bojowych.
Dziennik Aleksandra Chełstowskiego wyróżnia się spośród podobnych prac jego kolegów, gdyż oprócz szczegółowego odtworzenia swoich lotów bojowych w 300 Dywizjonie Bombowym Ziemi Mazowieckiej, autor przedstawił dokładnie swój udział w kampanii polskiej 1939 r., w tym jedyny znany wypadek walki powietrznej przestarzałego samolotu obserwacyjnego Lublin R XIII z dużo lepszym niemieckim Henschlem Hę-126, a także całą swą wędrówkę przez Rumunię, Syrię, Francję, Afrykę do Wielkiej Brytanii.
Ogółem w kampanii polskiej 1939 r. wykonał 8 lotów bojowych, a w 300 Dywizjonie Bombowym - 34.
Późniejszy mjr pilot obserwator Aleksander Chełstowski urodził się 22 kwietnia 1912 r. w Różanie, powiat Maków (od 1928 r. Maków Mazowiecki). Był szóstym synem Jana, rolnika, i Anny z Zalewskich2, którzy mieszkali w Różanie przy ul. Warszawskiej nr 33. W źródłach archiwalnych nie ma informacji o początkach jego edukacji, nie uzyskano ich też od żyjących członków rodziny. Zapewne szkołę powszechną ukończył w rodzinnym mieście, po czym rozpoczął naukę w gimnazjum w Pułtusku bądź Makowie, kończąc tam sześć klas.
Od l września 1930 r. uczęszczał do VII klasy Państwowego Gimnazjum im. Króla Władysława Jagiełły w Płocku, w którym w maju 1932 r. zdał egzamin dojrzałości3. Wkrótce (7 czerwca 1932 r.) stanął przed podległą Powiatowej Komendzie Uzupełnień w Płocku komisją poborową w Gostyninie, która orzekła, iż jest zdolny do służby wojskowej (kategoria A) z przeznaczeniem do piechoty bądź kawalerii. Dzięki przechowywanemu w Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie Zeszytowi ewidencyjnemu Aleksandra Chełstowskiego można szczegółowo odtworzyć przebieg pierwszych dwóch lat jego służby wojskowej oraz poznać jego rysopis w chwili stawania do poboru4. Po wakacjach, 12 września 1932 r., rozpoczął czynną służbę wojskową jako strzelec z cenzusem w dywizyjnej kompanii podchorążych rezerwy piechoty przy 67 pułku piechoty w Brodnicy 4 Dywizji Piechoty (toruńskiej). Po dwumiesięcznym rekruckim szkoleniu, 11 listopada odbyło się uroczyste zaprzysiężenie, a miesiąc później (l l grudnia) Chełstowski awansował do stopnia starszego strzelca5. Od 23 grudnia 1932 do 2 stycznia 1933 r. przebywał na urlopie świątecznym w rodzinnym domu, po czym do 30 marca 1933 r. kontynuował naukę na dywizyjnym kursie podchorążych. Program nauki obejmował wyszkolenie strzeleckie i bojowe, pionierkę, terenoznawstwo, regulamin piechoty i służby wewnętrznej, łączność, gazoznawstwo, historię wojskowości, musztrę, walkę bagnetem oraz granatami, higienę i inne6. W dniu zakończenia kursu dowódca kompanii, kpt. Jan Wrona, wystawił mu następującą opinię: „Energia, inicjatywa - dostateczne. Poczucie honoru, godności osobistej bfardzo] duże. Charakter flegma-tyczny, dość uparty. Obowiązkowy, koleżeński, dość pilny. W służbie lojalny. Poczucie dyscypliny - duże. Zachowanie się w służbie dobre, poza służbą b[ardzo] dobre. Zdolności wojskowe przeciętne. Zdolności dowodzenia przeciętne. Rozkazodawstwo przeciętne. Fizycznie rozwinięty dobrze, wytrzymały. Sprawność fizyczna przeciętna. Ruchliwość mała. Wymowa dobra. Wyrobienie sportowe dostateczne. Inteligencja duża. Umysłowo rozwinięty dobrze. W nowej sytuacji orientuje się dostatecznie. Decyzja powolna, lecz dość trafna. Nabyte wiadomości potrafi wykorzystać. Zdolność wywierania własnego wpływu duża. Na wpływy postronne odporny. Do rygoru przyzwyczajony. W stosunku do podwładnych wymagający i surowy. W działaniach widać planowość. W rozwiązywaniu zagadnień samodzielny. W pracy chętny, lecz powolny. Nadaje się na stanowisko dowódcy drużyny. Ogólna ocena - dobry".
l kwietnia 1933 r. awansował do stopnia kaprala, a dzień później wyjechał na siedemnasto-dniowy urlop okolicznościowo-świąteczny, po którym 19 kwietnia zameldował się na praktykę w 14 pułku piechoty we Włocławku, gdzie otrzymał przydział do plutonu szkolnego 7 kompanii strzeleckiej. Wyszkolenie strzeleckie i grenadierskie oceniono jako dobre. Podczas służby zaznajomił się z kbk Mauser wzór 98 oraz rkm i Ikm Maxim wzór 08/15. Kurs podchorążych ukończył z wynikiem dobrym i lokatą 19, uzyskując 18 lipca 1933 r. stopień podchorążego rezerwy. Wcześniej, na zakończenie praktyki, por. Konstanty Biesiekierski - dowódca kompanii Chełstowskiego, wystawił mu następującą opinię: „Umysłowo rozwinięty. Charakter spokojny i ustalony. W służbie lojalny. W pracy chętny. Z usposobienia flegmatyczny. Zdyscyplinowany. Mało ruchliwy. Zachowanie się w służbie i poza służbą- bez zarzutu. Orientuje się - bez zarzutu. Może być dobry oficer zawodowy. Ogólna ocena - dobry".
Trzy dni po uzyskaniu zaszczytnego stopnia, z naszywkami kaprala z biało-czerwonym sznurkiem, którym obszywano naramienniki podchorążego, wyjechał na pięciodniowy urlop okolicznościowy, zapewne do rodziców. Można sobie tylko wyobrazić dumę, jak musiała rozpierać zarówno rodziców, braci, jak i samego Aleksandra, iż kolejny członek tej patriotycznej rodziny dołączył do grona obrońców ojczyzny, z realną szansą zdobycia oficerskich szlifów.
Po powrocie z urlopu kontynuował służbę w 7 kompanii 14 pułku piechoty. 16 września 1933 r. awansował do stopnia tytularnego plutonowego podchorążego, a 20. tego miesiąca zakończył czynną służbę wojskową i został przeniesiony do rezerwy9.
Przeniesienie to jednak było krótkoterminowe, bowiem jeszcze podczas odbywania obowiązkowej służby w 14 pułku piechoty, Chełstowski postanowił poświęcić się zawodowej służbie wojskowej, i to nie w „królowej broni" (jak zwano piechotę), w której dotąd się szkolił, lecz w artylerii - rodzaju wojsk okrzykniętym mianem „boga wojny". Dlatego też jeszcze w maju
1933 r. złożył podanie o przyjęcie do elitarnej Szkoły Podchorążych Artylerii (SPArt.)10. Artyleryjska Alma Mater mieściła się w Toruniu. Miasto to w ogóle było stolicą polskiej
artylerii, bowiem oprócz SPArt. znajdowało się tam Centrum Wyszkolenia Artylerii (CWArt.), ponadto garnizony miały 31 pułk artylerii lekkiej, 8 pułk artylerii ciężkiej i 8 dywizjon artylerii przeciwlotniczej. Tam 14 października 1933 r. Chełstowski rozpoczął kolejny etap swej służby wojskowej. Z uwagi na to, iż miał ukończoną podchorążówkę rezerwy piechoty, nie musiał zaczynać nauki w od rocznego kursu unitarnego w Szkole Podchorążych Piechoty w Komorowie (odbywali go wszyscy podchorążowie, bez względu na rodzaj ukończonej szkoły), lecz został przyjęty od razu na specjalistyczne szkolenie w 2 baterii szkolnej SPArt.
W zajęciach pierwszego roku toruńskiej podchorążówki, wyjąwszy urlopy świąteczne (23 grudnia 1933 - 2 stycznia 1934 i 29 marca - 5 kwietnia 1934"), uczestniczył do 8 czerwca
1934 r. W tym dniu, o godz. 16, w czasie prowadzenia instruktażowego strzelania na strzelnicy symulowanej w obozie letnim SPArt., uległ poparzeniu
ręki i został odesłany do VIII Szpitala Okręgowego w Toruniu. Tam stwierdzono oparzenie ręki i przedramienia prawego I i II stopnia oraz oparzenie I stopnia palca wskazującego i nadgarstka lewego. Oparzenia te zakwalifikowano jako „lekkie" i niemające wpływu na zmianę kategorii zdrowia12, niemniej w szpitalu przebywał do 30 czerwca t.r., po czym dzień później powrócił do 2 baterii szkolnej.
Po pierwszym roku podchorążówki odbył praktykę w 18 pułku artylerii lekkiej w Ostrowi Mazowieckiej, w którym uzyskał ogólną opinię - bardzo dobry13. Drugi rok nauki w toruńskiej szkole przebiegł bez przeszkód i przerw (z wyjątkiem tradycyjnie już urlopów świątecznych), po czym końcową praktykę - już jako tytularny ogniomistrz podchorąży (awans 19 marca 1935 r.)
- odbył w l pułku artylerii najcięższej (pan) w Górze Kalwarii pod Warszawą. Wkrótce miało się okazać, że pułk ten stał się dlań na przeciąg kilku lat jednostką macierzystą. Także w l pan praktykanta oceniono bardzo dobrze.
Naukę w SPArt. zakończył 12 października 1935 z lokatą 27 na ogólną ilość 14415. Z tego też czasu pochodzi opinia komendanta SPArt. płk. Michała Gnoińskiego o absolwencie: „Bardzo zdolny, specjalnie w kierunku matematyki. Bardzo pracowity. Samodzielny. Zachowanie się przed frontem b[ardzo] dobre. Wiadomości teoretyczne posiada b[ardzo] duże, praktyczne duże. B[ardzo] inteligentny, bystry, szybko orientujący się. Pamięć duża. Zdradza duże zamiłowanie do nauk ścisłych. Bardzo prawdomówny, szczery, posiada dużą odwagę cywilną, o dużej etyce. Charakter wyrobiony. Bardzo koleżeński. Dużo pracuje nad kolegami, pomagając im w naukach. Towarzysko wyrobiony. Ogólna ocena: b[ardzo] dobry." Do stopnia ppor. awansował 15 października 1935 r. z lokatą 30 na 15817 i został wcielony do l pułku artylerii najcięższej w Górze Kalwarii pod Warszawą. Służba w tym pułku była wielkim wyróżnieniem, ale wiązała się też z większą odpowiedzialnością niż w tradycyjnych pułkach artylerii. Wynikało to z faktu, iż w armii Rzeczypospolitej był to jedyny pułk posiadający na swym wyposażeniu działa największego kalibru. Na rok przed oficerską promocją Chełstowskiego l pan przeszedł z trakcji konnej na motorową i na mocy umowy podpisanej 7 marca 1933 r. z czeską Skoda, został do grudnia 1935 r. wyposażony w 27 moździerzy kalibru 220 mm. Od listopada 1934 r. trwały przenosiny pułku z Warszawy do nowego garnizonu w Górze Kalwarii.
Ppor. Chełstowski został oficerem w l baterii. Po roku służby, w Rocznej liście kwalifikacyjnej za rok 1936, był opiniowany przez dowódcę l dywizjonu mjr. Piotra Jezierskiego. Z uwagi, iż opinia ta była nad wyraz trafna, co zweryfikowało całe późniejsze życie Aleksandra Chełstowskiego, tak wojskowe, jak i cywilne, warto przytoczyć ją w pełnym brzmieniu: „Ppor. Chełstowski rozpoczynając służbę oficerską, wykazał nader pocieszające objawy i podstawy, na których oparł swoje pierwsze kroki. Upór w pracy codziennej, stanowczość i duża energia -rokują dobre nadzieje na przyszłość. Godne również podkreślenia szczerość i odwaga cywilna w położeniu odpowiedzialności za swoje czyny, jak również wygórowana niekiedy ambicja osobista, zresztą dla służby nieszkodliwa, raczej zdążająca do wyróżnienia się tak osobistego, jak i swoich podwładnych. Nie pije i nie pali. Lubi sport, a zwłaszcza żeglarski.
Oficer zdolny, szybko i trafnie orientujący się, o dużym zasobie wiadomości fachowych, nabytych w szkole. Na specjalne podkreślenie zasługują zdolności w instruowaniu - proste i trafiające do przekonania podwładnym. Poza tym potrafi, jako młody oficer, zachęcić do pracy szeregowych.
W bardzo szybkim czasie opanował nowy sprzęt i regulaminy, a jako instruktor w Szkole podoficerskiej] i w baterii - pracował z powodzeniem. W czasie szkoły ognia przygotował samodzielnie i przeprowadził strzelanie z wynikiem b[ardzo] dobrym. Na osiągnięcie tak dodatnich wyników wpłynęły -jego nadzwyczajna sumienność, obowiązkowość i drobiazgowość, wprost skrupulatność w codziennej pracy.
Studiuje prasę fachową i z zamiłowaniem interesuje się sprzętem samochodowym i ciągnikowym. Uważam, że ppor. Chełstowski, pracując nadal z takim zapałem i wiarą w powodzenie i w tym samym kierunku, i z tymi samymi zapatrywaniami z jakimi rozpoczął swoją służbę oficerską- będzie w przyszłości pierwszorzędnym oficerem". Dalej, w rubryce określającej przydatność służbową i wnioski na temat dalszego użycia oficera, mjr Jezierski konkludował: „Bardzo dobry dca plutonu i oficer zwiadowczy. Również z powodzeniem może pełnić funkcje oficera ogniowego baterii"111. W tymże dokumencie stwierdzono również, że warunki materialne Chełstowskiego były wystarczające (był oszczędny i niezadłużony), a stan zdrowia bardzo dobry.
W podobnym duchu i tonie były kolejne zachowane opinie za rok 1937 i 1938. Przy czym w opinii za rok 1937, wspomniany już mjr Jezierski dodawał, iż ppor. Chełstowski „w życiu prywatnym każdy swój krok oblicza «z ołówkiem w ręku» - oszczędny i b[ardzo] skromny. [...] Sam pracuje dużo nad sobą, przygotowuje się do politechniki, mając zamiar zostać w przyszłości inżynierem wojskowym"20. W tejże samej Liście kwalifikacyjnej, zastępca dowódcy pułku ppłk dypl. Ludwik Ciba, zgadzając się z opinią dowódcy dywizjonu, dodawał, że na podkreślenie zasługuje zapał do konstrukcji z zakresu sprzętu silnikowego, zaś dowódca pułku ppłk Józef Rymut, także zgadzając się z opinią dowódcy dyonu, uzupełniał, że Chełstowski poświęcał się z zapałem matematyce i fizyce21. Warto zaznaczyć, że od 1935 r., czyli roku, w którym A. Chełstowski rozpoczął swą służbę w l pan, oficerowie i żołnierze tegoż pułku byli „etatowymi" uczestnikami licznych prób i badań z nowym sprzętem, zarówno motorowym, jak i artyleryjskim22. Jednak Chełstowski, po mimo swego dużego zainteresowania naukami ścisłymi, zrezygnował z zamiaru studiowania na politechnice. Postanowił zostać lotnikiem. Nie wiadomo dokładnie kiedy zakiełkowała u niego ta myśl, pewien natomiast jest fakt, iż decyzja nie mogła zapaść później niż w drugiej połowie 1938 r. Pośrednio zwrócił na to uwagę dowódca l dywizjonu l pan mjr Hussein Kumuz (Czerkies - oficer kontraktowy WP), który w wystawionej Chełstowskiemu 12 października 1938 r. opinii napisał, iż „obecnie interesuje się szczególnie lotnictwem".
Tymczasem dobiegający końca rok 1938 obfitował w znamienne wydarzenia, które groźbę wybuchu nowej zawieruchy wojennej znacznie przyśpieszyły. W marcu Niemcy hitlerowskie dokonały przyłączenia Austrii (anschluss), zaś późnym latem tzw. kryzys czechosłowacki wszedł w ostrzejszą fazę. W tym samym czasie trwały na Wołyniu wielkie manewry, w których uczestniczył sam Generalny Inspektor Sił Zbrojnych (czyli na wypadek wojny Naczelny Wódz) marszałek Edward Śmigły-Rydz. W dniach 14-18 września 1938 r. uczestniczył w nich l dywizjon l pan, w którego składzie znajdowała się l bateria ppor. Chełstowskiego. Manewry zakończone zostały 20 września defiladą w Łucku, będącą zarazem wielką manifestację narodowo-patriotyczną, którą odbierał marszałek Śmigły. Wówczas już decyzje o akcji rewindykacji Zaolzia były powzięte, w związku z czym niektóre jednostki wprost z Wołynia zostały skierowane na Śląsk, gdzie weszły w skład Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Śląsk" pod dowództwem gen. bryg. Władysława Bort-nowskiego. l dywizjon l pan pod dowództwem ppłk. Piotra Jezierskiego wszedł w skład artylerii dyspozycyjnej Grupy. Wyładunek z wagonów nastąpił w Bielsku, skąd rzutem kołowym ruszono przez Skoczów do Goleszowa, gdzie w lesie zajęto stanowiska ogniowe. Po kilku dniach oddziały polskie, w tym dywizjon artylerii najcięższej, wkroczyły na Zaolzie, gdzie były entuzjastycznie witane przez miejscową ludność. 12 października dywizjon uczestniczył w uroczystej defiladzie przed marszałkiem Śmigłym w Cieszynie i następnie powrócił do garnizonu.
W przedwojennych aktach personalnych Chełstowskiego w Centralnym Archiwum Wojskowym nie zachowały się dokumenty informujące o szczegółach jego przeszkolenia lotniczego (ostatni dokument tego zespołu jest datowany na 21 października 1938 r.). Przebiegjego dalszej służby wojskowej możemy odtworzyć dzięki dokumentom przechowywanym w archiwum brytyjskiego ministerstwa obrony w Northolt pod Londynem. Z tego źródła dowiadujemy się, że ppor. A. Chełstowski 4 listopada 1938 r. rozpoczął VI kurs aplikacyjny obserwatorów lotniczych w Centrum Wyszkolenia Lotniczego nr l w Dęblinie25. Wcześniej odbył specjalistyczne badania lekarskie, na podstawie których orzeczono, iż jest zdolny do służby jako obserwator. 19 marca 1939 r. awansował do stopnia porucznika z lokatą 34 na 14826. Kurs obserwatorów lotniczych ukończył 30 czerwca 1939 r. i, już jako por. obserwator, został przeniesiony z korpusu oficerów artylerii do korpusu oficerów lotnictwa.
Od l lipca 1939 r. był młodszym obserwatorem 26 eskadry towarzyszącej 2 pułku lotniczego, stacjonującego na lotnisku Rakowice w Krakowie. Na jej wyposażeniu były już wówczas przestarzałe samoloty Lublin R XIII D, popularnie zwane „Erami". Zadaniem eskadr towarzyszących (od wiosny 1939 r. zmieniono im nazwę na „obserwacyjne") było współdziałanie z wojskami lądowymi poprzez bliskie rozpoznanie na ich korzyść, zrzucanie i podchwytywanie meldunków, wykrywanie stanowisk ogniowych nieprzyjaciela, kierowanie ogniem artylerii. Wszystkie te czynności wykonywał obserwator, który jednocześnie był dowódcą samolotu. W przypadku podstawowego wówczas samolotu obserwacyjnego, jakim był Lublin R XIII, odpowiadał także za czynną obronę samolotu, obsługując jedyny jego karabin maszynowy.
W końcu sierpnia 1939 r., w Krakowie, zastała por. Chełstowskiego mobilizacja. O świcie 30 sierpnia samoloty 26 eskadry obserwacyjnej, dowodzonej przez kpt. pil. Stanisława Rzepę, odleciały na polowe lotniska. Por. Chełstowski miał przydział do l plutonu por. obs. Leona Wrzeszcza. Dwa dni później wybuchła II wojna światowa. 26 eskadra odbyła kampanię polską w składzie lotnictwa Armii „Kraków" (l -8 września), a następnie w składzie Armii „Małopolska" (utworzonej 6 września z połączenia Armii „Kraków" i „Karpaty"), wreszcie od 10 września 1939 r. w składzie Frontu Południowego dowodzonego przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego.
Z uwagi na fakt, iż udział por. obs. A. Chełstowskiego w kampanii polskiej 1939 r. opisał wnikliwie sam bohater - zarówno w prezentowanym niżej pamiętniku, jak i załączonym w aneksie sprawozdaniu - w niniejszej części jego biografii historię tę przedstawiono marginalnie.
Już 2 września 1939 r. por. Chełstowski wykonał swój pierwszy lot bojowy, z którego wrócił na postrzelanej maszynie. Tego też dnia, po poległych w lotach bojowych kolejnych dowódcach l plutonu (l września zginał por. Leon Wrzeszcz, a 2 września por. obs. Władysław Szymik), objął dowództwo jednostki. Po zmianie lotniska odjechał samochodem do Częstochowy, do dowództwa 7 Dywizji Piechoty (l pluton 26 eskadry był jej podporządkowany) po rozkazy. Dojechawszy do Janowa, stwierdził, że dywizja się ewakuuje. Po całonocnych bezskutecznych poszukiwaniach sztabu okazało się, że znalazł się na tyłach niemieckich. Nie chcąc dostać się do niewoli, postanowił „przebrać się -jak wspominał kilka miesięcy później - w cywila, skombi-nować rower, pozbyć się wszelkich przedmiotów wojsk[owych] i pruć co sił na wschód. Dzięki życzliwości tamtejszych chłopów [mieszkańców wsi Mzurów k. Częstochowy - przypomnienie JK] mogłem to od razu zrealizować. Najgorzej było z rowerem, bo miałem tylko 20 zł. Obiecałem, zdaje się, 80 zł zapłacić przy pierwszej okazji i muszę to zrobić po wojnie. Inny z wieśniaków dał mi swoje odświętne ubranie i lnianą koszulę. Boleśnie przykro było rozstawać się z chevroletem, mundurem, pięknym parabellum, ale nie było rady". Tak przebrany ruszył na wschód i, niezaczepiany przez wyprzedzające go niemieckie samochody, po dramatycznej przeprawie barwnie odmalowanej we wspomnieniach, dotarł wieczorem 3 września do własnych oddziałów. Do eskadry, konkretnie 2 plutonu, dołączył 5 września i już nazajutrz wystartował z kpr. pil. Stefanem Pliszką na swój drugi lot bojowy, z zadaniem rozpoznania ruchu na drogach w rejonie: Busko-Zdrój - Chmielnik - Kije. W czasie wykonywania zadania polski samolot został zaatakowany przez niemiecki samolot obserwacyjny Henschel Hs 126, który dysponując dwoma karabinami maszynowymi i osiągając prędkość maksymalną 320 km/h, był bardzo groźnym przeciwnikiem dla powolnych (185-195 km/h) i uzbrojonych w l km polskich Lublinów R XIII. W czasie dramatycznej ucieczki, w trakcie której obserwator wypadł z kabiny (na szczęście był przypięty pasami i zdołał się wciągnąć), nadarzyła się okazja obrony czynnej, kiedy „Szwab-jak wspominał Chełstowski - znalazł się wygodnie pod obstrzałem mego jedynego km-u [...]. Szwab był nie dalej jak 50 m, wycelowałem starannie i pociągnąłem za spust. Tu - psia krew - Szwab miał jednak szczęście, po jednym strzale mój km się zaciął, byliśmy zupełnie bezbronni i nie mogę pojąć, dlaczego po tym pierwszym strzale Niemiec z miejsca zawrócił i czmychnął"32. Był to bodaj jedyny wypadek w kampanii 1939 r., kiedy to przestarzały „Er" skutecznie odparł nieprzyjaciela. A powodem ucieczki Henschla był zapewne ów pojedynczy strzał Chełstowskiego, który najprawdopodobniej okazał się celny i wystraszył niemieckiego pilota. Gdyby nie owe zacięcie km, mógłby Chełstowski stać się jedynym polskim lotnikiem (obserwatorem), który na przestarzałym Lublinie R XIII strąciłby nieprzyjacielski samolot.
W następnych dniach eskadra wycofywała się na wschód, na lotniska polowe pod Przemyślem, Lwowem i Stanisławowem, niemal cały czas biorąc udział w akcjach. Por. Chełstowski wykonał jeszcze sześć lotów bojowych - ostatni przed wieczorem 17 września 1939 r., na RWD-14 „Czapla", z zadaniem odnalezienia między Lwowem a Przemyślem wojsk gen. Sosnkowskiego i zrzucenia meldunku.
„W niedzielę, dn. 17 września, zaczęliśmy dramat - wspominał Chełstowski. Otrzymaliśmy rozkaz przekroczenia granicy w następnym dniu. Nie mogło mi się to pomieścić w głowie. To całe, bezustanne cofanie się, było wprost tragiczne, ale tym niemniej człowiek wciąż żył nadzieją, że wreszcie nastąpi zmiana, że Szwaby będą zatrzymani. Dużą otuchą napełniły nas sukcesy gen. Sosnkowskiego. Toteż, ten rozkaz spadł na nas jak piorun z jasnego nieba. Przyszła również wiadomość, że bolszewicy wkroczyli. Zebraliśmy się wieczorem, pełni smutku, w kwaterze dowódcy eskadry, by otrzymać szczegółowe rozkazy".
Nazajutrz rano z powodu zalegającej gęstej mgły samoloty nie mogły wystartować. Od strony Stanisławowa wzmagała się strzelanina. Ponieważ załogi dzień wcześniej rozpoznały oddziały Armii Czerwonej posuwające się na zachód, przypuszczano, że to właśnie nadchodzą Sowieci (w istocie strzelały bojówki ukraińskie, ale o tym dowiedziano się później). Wobec realnego -jak sądzono - zagrożenia, dowódca eskadry kpt. Rzepa wydał około godz. 9-tej rozkaz spalenia pozostałych pięciu samolotów, w tym jednego nowoczesnego LWS-3 „Mewa". Następnie lotnicy odjechali do nadgranicznych Kut i 19 września o godz. 0.30 przekroczyli granicę polsko-rumuńską.
Por. Chełstowski nie mógł wówczas przypuszczać, że do Polski już nigdy nie wróci, że jego tułaczy szlak zaprowadzi go aż za ocean.
Udział w kampanii wrześniowej por. Chełstowskiego został bardzo wysoko oceniony. Dowódca lotnictwa Armii „Kraków" płk obs. Stefan Sznuk w sporządzonym już we Francji w lutym 1940 r. wniosku o odznaczenie Chełstowskiego Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari (V klasa), pisał: „Wykonał szereg lotów bojowych z niezmiernym zapałem, wyniki rozpoznań doskonałe. Już sam fakt wykonywania lotów bojowych na samolocie towarzyszącym, który w stosunku do wartości lotnictwa i opl. npla nie nadawał się do wykonywania zadań bojowych uznać należy za wykazanie pełnej chęci poświęcenia się dla dobra Ojczyzny, wysokiego morale i odwagi w pełni zasługującej na odznaczenie" (w rzeczywistości nie dostał wówczas tego orderu, otrzymał go dwa lata później za inne czyny, o czym będzie dalej mowa).
W Rumunii Polaków internowano. Gorycz doznanej klęski, niepewność o los najbliższych pozostawionych w Polsce, niemal bezustannie trapiły młodego oficera. Jedynie chęć odegrania się dodawała otuchy. Stąd stałe dążenie do jak najszybszego opuszczenia Rumunii i dotarcia do Francji, by ponownie chwycić za broń w odtwarzanym tam Wojsku Polskim. Wszystkie te odczucia i wrażenia oraz etapy żołnierskiej drogi por. Chełstowskiego poznamy z lektury prezentowanego pamiętnika, nie ma więc potrzeby przywoływania ich w tym miejscu. Podamy zatem w skrócie, że po ucieczce z obozu internowanych w Ramnicul Sarat (5 listopada 1939 r.), przez Bukareszt dotarł do portu Balcic nad Morzem Czarnym. Po dłuższym oczekiwaniu, 24 grudnia 1939 r. wyjechał z transportem lotników do portu w Konstancji, gdzie nazajutrz Polacy zostali załadowani na statek i wieczorem odpłynęli. Po czterech dniach podróży statek zawinął do Bejrutu, tu żołnierzy rozmieszczono w obozie przejściowym. Wreszcie 16 stycznia 1940 r. odpłynęli do upragnionej Francji, przybywając 22 stycznia do Marsylii.
Po kilkudniowym pobycie w obozie przejściowym w Carpagne 27 stycznia por. Chełstowski przybył do stałej lotniczej stacji zbornej w Septfonds.
Pobyt we Francji nie spełnił oczekiwań autora, owszem polskich żołnierzy przyjmowano raczej z sympatią, wszelako przyjechali tu oni walczyć, a nie wypoczywać. Znów przyszło długie oczekiwanie, a nudę tym spowodowaną Chełstowski zabijał m.in. intensywną naukąjęzyka francuskiego. 16 marca 1940 r. został przydzielony do bazy polskiego lotnictwa w Lyonie, w której wkrótce objął dowództwo plutonu nadwyżek, z którego w miarę potrzeb wysyłano uzupełnienia do jednostek liniowych. Sam również starał się o przydział liniowy, ale w ówczesnych warunkach było to bardzo trudne. Ostatecznie aż do upadku Francji nie udało mu się rozpocząć wymarzonej walki. 17 czerwca 1940 r. por. Chełstowski opuścił wraz z oddziałem Lyon i ponownie ruszył w nieznane. Po miesięcznej podróży przez Marsylię, Oran, Casablankę, Gibraltar dotarł 16 lipca 1940 r. do Wielkiej Brytanii. Dopiero tu, choć też nie od razu, otrzymał upragniony oręż i mógł wziąć odwet za Wrzesień.
Po kilkumiesięcznym oczekiwaniu w obozach przejściowych w Glasgow i Blackpool został 8 stycznia 1941 r. przydzielony na trzymiesięczny kurs nawigacyjny w Prestwick. Później odbył jeszcze kurs bombardowania i strzelania, po ukończeniu którego
15 czerwca 1941 r. skierowano go do 18 OTU (Operation Training Unit -jednostka szkolenia operacyjnego) w Bramcote w Szkocji na trening operacyjny i zgrywanie załóg". Po tej zaprawie por. obs. A. Chełstowski, jako nawigator i bombardier, mógł już rozpocząć pracę bojową. „Bombardier- pisał jego młodszy kolega po fachu - był swego rodzaju uniwersalistą. Musiał znać się na wszystkim i w razie potrzeby zastąpić każdego członka załogi: pilota, nawigatora, radiotelegrafistę. Głównym jednak jego zadaniem było opanowanie sztuki skutecznego bombardowania".
23 września 1941 r. znalazł się w stacjonującym w miejscowości Hemswell 300 Dywizjonie Bombowym (DB) Ziemi Mazowieckiej -jednym z czterech polskich dywizjonów bombowych. Dywizjony te zostały utworzone w latach 1940 i 1941 i stanowiły część Bomber Command -Dowództwa Lotnictwa Bombowego". „Nareszcie zbliżam się - zapisał wówczas w swoim diariuszu - do l -go celu mej długiej, czasami okropnej włóczęgi - będę się znowu bił po tak strasznie długiej przerwie. Drugim celem, bardzo utajonym, jako że to już jest sprawa raczej osobista, jest powrót do wolnej Polski. Dzisiejszy dzień jest więc dla mnie dniem wielkiej radości..."
W 300 DB służył do 2 sierpnia 1942 r. W tym czasie wykonał 34 loty bojowe, których dramaturgię przedstawił w swoim diariuszu41. Była to pełna tura operacyjna, po ukończeniu której każdy członek załogi szedł na dziewięciomiesięczny „odpoczynek", najczęściej jako instruktor do jednej z wielu szkół lotniczych. Wszelako szczęśliwe ukończenie pełnej tury operacyjnej (tzw. kolejki) było nie lada wyczynem, za który dostawało się najwyższe odznaczenia. Przypomnimy w tym miejscu raz jeszcze, że w dowództwie RAF (Royal Air Force - Królewskie Siły Powietrzne) uważano, iż jeśli ktokolwiek z załogi bombowca przeżył 5 lotów bojowych, jego wyszkolenie uznawano za ekonomiczny sukces. Z kolei wśród polskich załóg bombowych utarło się powiedzenie, że „Frajer ten, kto nie zrobił trzynastu lotów"42. Niestety, na ten niezasłużony epitet zasłużyło zbyt wielu polskich lotników, bowiem straty polskiego lotnictwa bombowego w Wielkiej Brytanii były bardzo wysokie - najwyższe ze wszystkich rodzajów lotnictwa.
Po 26 locie bojowym, 20 kwietnia 1942 r. dowódca 300 DB mjr pil. Romuald Suliński wystąpił z wnioskiem o nadanie por. obs. A. Chełstowskiemu Orderu Wojennego Virtuti Militari V kl., który miał mu zostać przyznany: „Za całokształt działalności bojowej. Swoim zachowaniem oraz doświadczeniem bojowym przyczynił się do utrzymania ducha bojowego - zarówno w załodze, jak i w całym Dyonie - na wysokim poziomie. [...] Żołnierz o wysokim poczuciu honoru i patriotyzmu. W zupełności zasługuje na odznaczenie". Wniosek rozpatrzono pozytywnie i ów najzaszczytniejszy order polskiego żołnierza nadano mu Dekretem Naczelnego Wodza gen. broni Władysława Sikor-skiego z 6 czerwca 1942 r. Wcześniej (l kwietnia) przyznano mu Krzyż Walecznych po raz pierwszy, następnie po raz drugi, trzeci i czwarty46.
3 sierpnia 1942 r. ponownie znalazł się w 18 OTU w Bram-cote, tym razem w roli instruktora nawigacji. Równocześnie sam rozpoczął szkolenie w pilotażu (na razie nieoficjalnie, dzięki życzliwości zaprzyjaźnionych pilotów), zamierzając w przyszłości przystąpić do drugiej tury lotów operacyjnych - w jednostce specjalnego przeznaczenia, używającej czterosilnikowych bombowców.
l września 1942 r. awansował do stopnia kapitana. Od 30 listopada 1942 r. do 5 lutego 1943 r. przebywał na kursie CNS (Central Navigation School - Centralna Szkoła Nawigacji) w Cranage, skąd wrócił do 18 OTU.
Po dłuższym oczekiwaniu otrzymał przydział do szkoły pilotażu i 27 kwietnia 1943 r. rozpoczął kurs w 25 EFTS (Elementary Flying Training Scholl - Szkoła Pilotażu Początkowego) w Hucknall, a od 24 czerwca t.r. w trzymiesięcznej 16 SFTS (Secondary Flying Training Scholl - Szkoła Pilotażu Podstawowego) w Newton48. Po ukończeniu obu tych szkół uzyskał prawo podawania przy stopniu wojskowym obu specjalności: pilot, obserwator, zaś 20 września 1943 r. otrzymał zaszczytną odznakę pilota. Mimo to kpt. pil. obs. A. Chełstowski nie rozpoczął drugiej tury lotów bojowych i pozostał w szkolnictwie (w 16 SFTS) jako instruktor nawigacji49. Od 10 lutego do 20 kwietnia 1944 r. przebywał na kursie instruktorskim pilotażu, po ukończeniu którego wrócił na poprzednio zajmowane stanowisko. 11 grudnia 1944 r. został lekko ranny w locie treningowym. Swoje kwalifikacje lotni-czo-wojskowe podnosił niemal do zakończenia wojny, zapewne z myślą o wykorzystaniu ich w służbie dla wolnej Polski. Od 6 kwietnia 1945 r. był instruktorem nawigacji w EANS (Empire Air Navigation School -Imperialna Szkoła Nawigacji) w Shawbury.
19 maja 1945 r. ożenił się z Anną Orleańską -kelnerką z Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet, która do Wielkiej Brytanii dotarła przez Środkowy Wschód, po ewakuacji w 1942 r. z ZSRR, gdzie była deportowana do Kazachstanu. W październiku tego roku poleciał wraz z żoną udostępnionym specjalnie dla niego Wellingtonem do Reims we Francji, gdzie w obozie przejściowym, po wyzwoleniu z oflagu Murnau, przebywał jego brat ppor. rez. Piotr Chełstowski. Po dziesięciodniowym urlopie małżeństwo Chełstowskich wróciło do Anglii, natomiast Piotr -pomimo próśb, aby leciał z nimi - postanowił wracać do Polski. Zadecydowały o tym względy rodzinne. Wcześniej obaj bracia ustalili szyfr (kod), którym postanowili posługiwać się w korespondencji, aby mimo cenzury przekazywać sobie prawdziwe informacje. Rozczarowany rzeczywistością Piotr już w lutym 1946 r. pisał do Aleksandra, aby do komunistycznej Polski nie wracał.
l stycznia 1946 r. Aleksander Chełstowski awansował do stopnia majora. W Polskich Siłach Powietrznych służył jako instruktor aż do ich rozwiązania (listopad 1946 r.), po czym wstąpił do Lotniczego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia, który przygotowywał żołnierzy PSZ (deklarujących chęć pozostania na Zachodzie) do pracy cywilnej.
W Wielkiej Brytanii mjr Chełstowski nadal pracował jako instruktor, latał też okazjonalnie w lotnictwie transportowym na Daleki Wschód (m.in. do Rangunu - stolicy Birmy). W związku z demobilizacją PSZ należało podjąć decyzję co do dalszej przyszłości. Chełstowscy postanowili zostać na emigracji i osiedlić się w Stanach Zjednoczonych. Ponieważ w owym czasie emigracja do USA była utrudniona, zdecydowali się wyruszyć do Argentyny, z nadzieją, że może tam uda się Aleksandrowi pracować w lotnictwie. Odpłynęli w czerwcu 1948 r., już we troje, z niespełna dwuletnią córką Haliną.
W Argentynie zamieszkali w małej miejscowości Bella Yista na przedmieściach Buenos Aires, urządzając się niemal od podstaw. Aleksander wymarzonej pracy w lotnictwie nie otrzymał i musiał się przekwalifikować, nadto nauczyć języka hiszpańskiego. Został hydraulikiem i ciężko pracował na utrzymanie rodziny, która w 1952 r. powiększyła się o syna Jana. Początki były bardzo trudne, do pracy jeździł rowerem, który przewoził -jak pisał - „nie tylko mnie, ale narzędzia i materiał, których waga dochodziła czasami mojej wagi. Nieraz ten obładowany rower prowadziłem po ścieżkach i wybojach jedną ręką, bo druga trzymała na ramieniu rurkę, która czasami przechodziła 6 m długości. Narzędzia woziłem w blaszanej skrzynce, robiły one na nierównościach naszej ulicy na Misones niesamowity hałas. «Tatusio wraca» mawiała Hania [żona Anna], zabierając się zawczasu do kolacji. [...] Praca była męcząca fizycznie i nerwowo. Fizycznie głównie przez klimat, po części przez brak auta. Styczeń i luty jest tam bardzo gorący i parny, nie pracując, człowiek już się czuje zmęczony. Ciągłe pedałowanie w tych warunkach jest niebezpieczne -można dostać żylaków. Ja się od nich uchowałem, ale w lecie moje nogi łatwo się męczą. [...] Ja w pierwszą zimę odmroziłem sobie uszy (jadąc rano na rowerze), wracało mi to co zimę. Hania miała też te same kłopoty, przywiozła je jeszcze z Rosji. Mała Hala poodmrażała sobie ręce i nogi w nieogrzewanej szkole. [...] Wyczerpanie nerwowe polegało na tym, że stosunkowo duży procent (10-20%) klientów uchylało się od swych zobowiązań pieniężnych. Ich instytucje sprawiedliwości są tak ślamazarne, że lepiej na tę drogę nie wchodzić. Na ogół biedni wywiązywali się pierwszorzędnie, natomiast wśród tej wyższej sfery jest trochę swołoczy. Gdy nam biedny nie płaci, bo nie może - Pan Bóg z nim; ale gdy się namachasz na rowerze po to, by ci powiedzieli «przyjdź drugi raz, bo sr. doktor je kolację» albo «bo sr. dentysta jeszcze śpi» czy nie zacznie ci się w środku gotować? Niektórzy w ogóle uchylali się od płacenia". Z czasem ciężka praca zaowocowała i Chełstowscy dorobili się własnego domu. Tymczasem w 1956 r., dzięki pomocy przyjaciela z 300 DB, mjr. pil. Czesława Deja, pojawiła się szansa wyjazdu do Stanów Zjednoczonych. Pomimo uzyskania względnej stabilizacji, ogólnego szacunku oraz sympatii do Argentyny, Chełstowscy postanowili skorzystać z nadarzającej się okazji, gdyż -jak pisał Aleksander do brata - „sądziliśmy, że jeśli nam tu w Stanach się nie polepszy, to przynajmniej dzieci będą miały lepszą przyszłość, a jeśli nam się powiedzie, to może będziemy mogli pomóc Wam w Polsce"53. W kwietniu 1957 r. Aleksander Chełstowski przyleciał do Buffalo w stanie Nowy Jork, gdzie zatrzymał się u Czesława Deja (żona z dziećmi pozostała jeszcze w Argentynie). Wkrótce obaj wyjechali do Kalifornii, dokąd w lutym 1958r. dojechała rodzina Aleksandra. Nieszczęśliwie się złożyło, że na skutek panującej w owym czasie w Argentynie inflacji, ze sprzedaży domu uzyskano równowartość około 1500 dolarów amerykańskich, czyli sumy mniejszej, niż ta z którą w 1948 r. Chełstowscy przybyli do Argentyny. W ten sposób cały dorobek zdobyty ciężką, dziewięcioletnią pracą w Argentynie poszedł na marne. Musieli wszystko zaczynać od nowa. Osiedlili się w San Jose, gdzie w czerwcu 1958 r., zadłużywszy się, kupili dom. Po trudnych latach 1958 i 1959 wreszcie uzyskali stabilizację życiową. Aleksander założył własną firmę instalatorską, którą dla upamiętnienia „swojego" argentyńskiego miasteczka nazwał „Bella Yista Plumbing". Dzięki ciężkiej pracy spłacił zaciągnięte pożyczki, zapewnił edukację uniwersytecką dzieciom oraz wspierał materialnie liczną rodzinę w Polsce.
Zmarł 26 marca 1973 r. w San Jose w Kalifornii, pochowany został na katolickim cmentarzu w Santa Clara (mieście w aglomeracji San Jose) na 490 Lincoln Avenue, pole 12-B, kwatera 21-J.
Był odznaczony Orderem Wojennym Virtuti Militari V klasy (Krzyż Srebrny) nr 9426, czterokrotnie Krzyżem Walecznych, trzykrotnie Medalem Lotniczym oraz brytyjskimi 1939/45 Star, Air Crew Europę Star, Defence Medal, War Medal.
Żonaty z Anną Orleańską (ur. 14 stycznia 1924 r.), córką Jana i Haliny z domu Szambec-kiej, mieszkającą przed wojną w miejscowości Tiutków koło Trembowli w województwie tarno-polskim, zesłaną w 1940 r. do Kazachstanu (później w Pomocniczej Lotniczej Służbie Kobiet). Miał córkę Halinę (ur. 1946), zamężną Loew i syna Jana Edwarda (John, ur. 1952 r.).
Aleksander Chełstowski był człowiekiem o szerokich horyzontach, bardzo dobrze znał języki niemiecki, francuski, angielski i hiszpański. Pomimo pochłonięcia pracą zarobkową znajdował czas na działalność w niepodległościowych organizacjach Polonii i Kościele katolickim, uświadamiał też Amerykanów, czym naprawdę jest komunizm.