Nauczyciele mają dylematy, jak uczyć by coś nauczyć?
Rozterki szczególnie młodych nauczycieli, których spotykam, którzy zastanawiają się nad tym czy trafnie wybrali zawód nie są niczym nowym dla nauczyciela z długim stażem pracy. Każdy z nich, jeśli poważnie traktuje zawód, który uprawia prędzej czy później zetknie się z tym problemem. Mówiąc potocznie lub posługując się slangiem młodzieży „siada mu psychika" lub „pali się rezerwa". Przechodzi kryzys. Jeśli do tego nałożą się jeszcze jakieś zadawnione sprawy rodzinne, miłosne, niezrozumienie w gronie nauczycielskim itd. to już nie jest do śmiechu. Gdzieś musi wyładować napięcie i frustrację, bo nie jest przecież czymś wyjątkowym w świecie homo sapiens. Różnie to się odbywa i nie będę się w tym temacie rozpisywał gdyż „wiadomo jak jest". Jedno tylko nie może mieć miejsca - wyżywanie się na uczniach. I tu powinni młodemu nauczycielowi pomagać starsi stażem. Czy tak jest? Czy młody człowiek wchodzący w środowisko otrzyma pomocną dłoń? Czy zasady moralne, jakie tam panują ukształtują go na godnego by wykonywać zawód nauczyciela? Nauczyciela, który powinien być wzorem dla ucznia, przestrzegać zasad etycznych, być tym, który zawsze wie jak należy postąpić, opiekuna i przyjaciela, jeśli trzeba. Wychowujmy-wychowujmy młodych na dobrych ludzi, Polaków i obywateli. Moim zdaniem jest to pierwsze co powinna robić szkoła. Nie nauczysz historii, geografii, fizyki itd. jeśli uczeń nie będzie tego chciał i to lubił, ale wychować możesz!
Na pociechę nauczycielom, oraz by pokazać jak ciężka jest ich praca przytoczę fragment wypracowania pewnego ucznia, podobno nie najgorszego. „ mui brat jest w I klasa studióf a dziadek był sołtysem ale go sfalili. Fójek iest chdrałulijkem od ruruf. Bapka to nieżyie pochofali jo na cmentażu".
Jeszcze nauczyciel !