Batalion "Różan"
Batalion „Różan” w wojnie obronnej 1939 r.
Od Różana do Kocka
W okresie międzywojennym w różańskich koszarach funkcjonował Ośrodek Wyszkolenia Rezerwy Piechoty. Był to swoisty „uniwersytet” oficerów rezerwy. Na sześciotygodniowych turnusach szkolono dowódców plutonów lub kompanii.
Mój ojciec, Mikołaj posiadając stopień ppor. rezerwy odbył w Ośrodku kurs dowódców kompanii. Rozpoczął szkolenie 17 kwietnia a ukończył 29 maja 1939 roku, co potwierdził w zachowanej w rodzinnym archiwum książeczce stanu służby oficerskiej komendant Ośrodka ppłk. Bierowski.
W ostatnich dniach sierpnia 1939 r. w Różanie z nadwyżek mobilizacyjnych sformowano batalion piechoty liczący około 1000 żołnierzy-rezerwistów. Oficerowie pochodzili w większości z województwa warszawskiego. Wśród szeregowych około 30% stanowili Żydzi, Ukraińcy i Niemcy. Pełniąc obowiązki płatnika batalionowego, ojciec regulował rachunki za dostarczone do batalionu produkty żywnościowe. Sądzę, że czynił to terminowo, gdyż, jak dobrze pamiętam, przez cały okres okupacji niemieckiej pan Pius Perzanowski z Perzanowa przywoził do mego domu w Makowie znaczne ilości przetworów mięsnych, które Matka wysyłała do Oflagu, ojcu i innym oficerom.
Pierwszym dowódcą jednostki był mjr Władysław Galica . Następnie dowodził kpt. Jaworski, a od 11 września do końca kampanii kpt. Feliks Miodowski. 2 września batalion wymaszerował z Różana na stację kolejową w niedalekich Pasiekach. Tam odkomenderowano z powrotem około 100 podoficerów i najbardziej doświadczonych szeregowych, którymi zasilono formowany w Różanie 115 pułk piechoty. Batalion zaś odjechał do Białej-Podlaskiej, gdzie dotarł 4 września, a następnie przemaszerował do pobliskiej wioski Sidorki.
W tym okresie obsada oficerska przedstawiała się następująco:
dowódca batalionu – por. służby stałej Lucjan Kudła,
adiutant – ppor. rez. Janusz Wieczorek,
pierwsza kompania:
dowódca - ppor. rez. Wacław Dobrzyński,
dowódca 1 plutonu – ppor. rez. Wacław Miecznikowski,
dowódca 2 plutonu – ppor. Antoni Szczepaniak,
dowódca 3 plutonu – por. Jurek,
druga kompania:
dowódca – ppor. rez. Podraszko,
dowódca 1 plutonu – ppor. rez. Kazimierz Lustyk,
dowódca 2 plutonu – ppor. rez. Mieczysław Pruszyński,
dowódca 3 plutonu – por. rez. Karol Sztorc,
trzecia kompania:
dowódca – ppor. rez. Pawłowski,
dowódca 1 plutonu – ppor. rez. Mieczysław Kuśnierczyk,
dowódca 2 plutonu – ppor. rez. Zdzisław Nasierowski,
dowódca 3 plutonu – por. rez. Kazimierz Konopka,
oficer żywnościowy baonu – ppor. rez. Józef Brzeziński,
zastępca – ppor. Iwaszkiewicz,
oficer taborowy – ppor. rez. Pyjek,
oficer płatnik – ppor. rez. Mikołaj Matejuk,
oficer gospodarczy – ppor. rez. Tadeusz Czyżyński.
Podporucznicy Nowowiejski, Werner i Gajewski przydzieleni byli do poszczególnych kompanii jako nadliczbowi.
Warto podkreślić, iż z wymienionych oficerów ppor. Jan Wieczorek był w okresie PRL Szefem Urzędu Rady Ministrów, zaś mieszkający w Warszawie Mieczysław Pruszyński walczył we Francji, Norwegii i pod Tobrukiem, a w końcu został lotnikiem i latał samolotem Mosqito. Pruszyński jest także autorem wielu książek m.in. „Dramat Piłsudskiego – Wojna 1920”, „Od Kocka do źródła Gazali”.
Jedyna wiadomość od ojca jaka dotarła do nas we wrześniu, pochodziła z Białej-Podlaskiej. Przywiózł ją do Mińska Maz., gdzie mieszkaliśmy u dziadków po ucieczce z Makowa Maz., kapitan udający się na rowerze po rozkazy do Warszawy.
Początkowo wyposażenie żołnierzy batalionu było bardzo słabe. Brakowało karabinów, broni maszynowej i przeciwpancernej, łopatek saperskich, a nawet menażek. Uzupełniano je z rozbitych wagonów ze sprzętem wojskowym, zabierano również broń porzuconą przez uciekających żołnierzy. 11 września batalion otrzymał rozkaz wymarszu do Brześcia w celu wzmocnienia załogi tamtejszej twierdzy. Trasa przemarszu wiodła polnymi drogami przez wioski: Ortel, Piszczac i Dobrynkę. Rankiem 13 września batalion dotarł na przedmieście Brześcia. Okazało się, że dowódca twierdzy nie przyjął żołnierzy ze względu na brak uzbrojenia przeciwpancernego i rozkazał maszerować w kierunku Kobrynia.
W trakcie marszu batalion po raz pierwszy stoczył walkę. Pod miejscowością Tryszyn doszło do starcia z niemieckim pododdziałem rozpoznawczym, po której zakończeniu okazało się, że droga do Kobrynia jest opanowana przez nieprzyjaciela. W zaistniałej sytuacji dowódca batalionu podjął decyzję marszu w kierunku Kowla. Po drodze kilkakrotnie walczono z niemieckimi patrolami pancernymi i uzbrojonymi dywersantami ukraińskimi. Dwudziestego września w miejscowości Wyżwa, oddalonej o 30 km od Kowla dowódca otrzymał rozkaz wcielający batalion do grupy wojsk tworzonej przez gen. Kleberga.
Początkowo koleją do stacji w Małorycie, a stamtąd samochodami batalion przewieziono do Włodawy, gdzie został wcielony do 180 pp dowodzonego przez majora Franciszka Pajaka. 180 pp wchodził w skład 50 dywizji piechoty, którą zorganizował i dowodził płk. Ottokar Brzoza-Brzezina.
Dwudziestego siódmego września odczytano żołnierzom rozkaz gen. Klaberga zapowiadający marsz na odsiecz oblężonej Warszawie. Tego samego dnia późnym wieczorem batalion jako straż tylna grupy operacyjnej opuścił Włodawę i po trzech nocnych marszach dotarł do Radzymina i Suchowoli. Tam został dwukrotnie zaatakowany przez samoloty radzieckie. Na szczęście nie było strat. Następnie „Różan” wyruszył przez Kock w kierunku Serokomli i tam nad rzeką Czarną zatrzymał atak Niemców zamierzających okrążyć w tej miejscowości ułanów.
Rankiem 5 października żołnierze zajęli pozycje na skraju lasu oddalonego o 2 km na wschód od wsi Wola Burzecka. Około godziny 14.00 batalion otrzymał rozkaz wyparcia Niemców z tej miejscowości. W tym ostatnim ataku poległo wielu żołnierzy, ale wsi z powodu przewagi Niemców nie zdobyto.
Późnym wieczorem tego dnia nadeszła decyzja gen. Kleberga o zaprzestaniu dalszych walk, głównie z powodu braku amunicji i środków opatrunkowych. Przed kompaniami przeczytano ostatni rozkaz generała, który brzmiał:
Żołnierze!
Z dalekiego Polesia, znad Narwi, z oddziałów, które się oparły demoralizacji, zebrałem was pod swoją komendę, by walczyć do końca.
Chciałem iść najpierw na południe, gdy to okazało się niemożliwe, nieść pomoc Warszawie.
Warszawa padła, nim doszliśmy. Mimo to nie straciliście nadziei i walczyliście dalej.
Wykazaliście hart i odwagę w masie zwątpień i dochowaliście wierności ojczyźnie do końca.
Dziś jesteśmy otoczeni, a amunicja i żywność są na wyczerpaniu. Dalsza walka nie rokuje nadziei, tylko rozleje krew żołnierską, która jeszcze przydać się może.
Przywilejem dowódcy jest brać odpowiedzialność na siebie. Dziś biorę ją w najcięższej chwili – każę zaprzestać walki, nie przelewać krwi nadaremnie.
Dziękuję Wam za Wasze męstwo i Waszą karność, wiem, że staniecie, gdy będzie potrzeba.
Jeszcze Polska nie zginęła i nie zginie!
Powyższy rozkaz przeczytać przed frontem wszystkich oddziałów.
Dowódca SGO „Polesie”
(-) Kleberg
gen. bryg.
Większość żołnierzy batalionu złożyła broń i poszła na wiele lat do niewoli niemieckiej. Wymieniony wyżej M. Pruszyński wspomina, iż po uzyskaniu zgody dowódcy batalionu opuścił jego szeregi i udał się w długa , pełną przygód drogę do formowanego we Francji Wojska Polskiego. Stwierdza również, spiesząc się do Francji, nie pobrał od płatnika (mojego ojca) należnego mu uposażenia. Jak dobrze pamiętam ojciec po powrocie z niewoli opowiadając o swych wojennych przeżyciach, mówił o wypłacie należnego żołdu wszystkim żołnierzom batalionu, w tym również brodatemu Pruszyńskiemu. Kilkanaście lat temu zadzwoniłem do niego i po przedstawieniu się poprosiłem o wyjaśnienie tej sprawy. Był bardzo wzruszony, iż po tylu latach nawiazał z nim kontakt syn towarzysza wojennych przeżyć. Ale nie pamiętał okoliczności związanych z żołdem. Nie była to przecież najważniejsza sprawa. O wiele ważniejsza była dla mnie możliwość rozmowy z bezpośrednim uczestnikiem wojennego szlaku mojego ojca.
W połowie 1946 r. pojechaliśmy z ojcem do Różana, gdzie odwiedziliśmy pana Strupczewskiego, właściciela apteki oraz zwiedziliśmy pozostałości po różańskich obiektach wojskowych. Obserwowałem również budowę mostu na Narwi, którą kierował wybitny cieśla makowski pan Dziadak. Moja matka trzymała do chrztu jego syna.
Kilka tygodni temu dowiedziałem się o wspaniałej, godnej szerokiego poparcia inicjatywie pana Wiesława Łaskarzewskiego i Rafaela Gallery utworzenia w jednym z różańskich fortów Muzeum Ziemi Makowskiej i Garnizonu Różan.
Dla naszego powiatu utworzenie takiej placówki będzie miało znaczenie prestiżowe, wychowawcze promocyjne i na pewno przyciągnie dużą ilość zwiedzających nie tylko z Polski.
Kończąc pragnę zaapelowac do mieszkańców powiatu makowskiego o pomoc w tworzeniu wspomnianej placówki. Apel kieruję również do władz samorządowych powiatu i Różana, aby w swych planach finansowych nie zapomniały o potrzebie wsparcia tworzonego muzeum.
Piotr Matejuk